Generalnie jestem przeciwna nazywaniu starszych ludzi moherami... Generalnie.. Ale myślę, że sami dzielą się w jakiś sposób mi...

Stary człowiek i morze



            Generalnie jestem przeciwna nazywaniu starszych ludzi moherami... Generalnie.. Ale myślę, że sami dzielą się w jakiś sposób między sobą. 

Moja babcia ( od strony mamy) jest całkowitym przeciwieństwem typowego mohera i miała  konto na Facebooku wcześniej niż ja :D 

Z kolei babcia od strony taty hmmm... Przytoczę historyjkę żebyście mnie dobrze zrozumieli ;)
W czasach kiedy wchodziło się na "naszą klasę" a nie fejsa miałam już tam konto, babcia też. Miałam też na swoim profilu standardową słit focię w lustrze z telefonem i to jeszcze w przymierzalni (żeby był większy lans :P ). Kiedy babcia zobaczyła to zdjęcie, zadzwoniła do mnie i ostrzegła żebym lepiej nie wstawiała takich zdjęć BO...................... mi telefon ukradną... Także tego. 

Za to moja prababcia - całkowity moher. I nie mam tu na myśli tego, że chodzi do kościoła bo to jest indywidualna sprawa każdego z nas. Ale to kobieta którą oczywiście podziwiam. Za to jakim jest człowiekiem ale też za to, że potrafi wywalczyć taką fajną miejscówę w zapchanym autobusie. Za to naprawdę należy im się OGROMNY szacun! 

A propo miejsc w autobusie to mam kolejną historyjkę. Wracałam o 21 autobusem, po całym dniu w szkole, korepetycjach i dodatkowym angielskim, umordowana jak pies wsiadłam do pustego autobusu. Autentycznie tylko ja i kierowca. Usiadłam na "czwórce" przy której na szybie naklejona jest informacja, że to miejsce dla kobiet w ciąży/starszego człowieka z laską itp. Myślałam jednak, że nie zrobi to nikomu problemu szczególnie, że pozostałe trzy miejsca dalej były wolne.(TAK SAMO JAK WSZYSTKIE INNE) (Bo ja w przeciwieństwie do kolejnego rodzaju starszej Pani trzymam torby na kolanach, tam też mogą odpocząć :) I na kolejnym przystanku wsiada Pani, oczywiście starsza i widzę, że idzie w moją stronę. Pomyślałam sobie, że fajnie to przynajmniej porozmawiamy. No i owszem, pogawędziłyśmy sobie ale nie w taki sposób o jakim myślałam. Pani chciała, żebym ustąpiła jej miejsca. W pierwszej chwili zaczęłam się zwyczajnie śmiać ale ona NIE ŻARTOWAŁA. Kazała mi wstać bo to jest jej miejsce. Byłam pod ogromnym wrażeniem tego, z jakim uporem ta mała, niewinna osóbka miesza mnie z błotem tylko dlatego, że siedzę na jednym miejscu, które akurat chciała zająć. Wyzywała mnie aż do przystanku na którym wysiadałam. Całą drogę stała. MOŻNA? Niemożliwe staje się możliwe :) 


Oczywiście moje życie nie może być takim jakie mają inni. Ja ciągle muszę mieć przeboje z których tylko wszyscy dookoła się śmieją :D Wczoraj na przykład byłam na poczcie. Są tam numerki i kiedy wyświetlają się na czerwono to każdy wie ile ma osób przed sobą i kiedy jest jego kolej. Czekałam cierpliwie 20 minut. Na poczcie siedział Pan, oczywiście starszy, ciągający nogę i ledwo żywy. Kiedy byłam przy okienku i wypełniałam pisemko, inna Pani zaczęła przewijać numerki w celu ich wyłączenia bo zaraz mieli zamknąć pocztę A TE DZIKI jak na mnie ruszyły.. Myślałam, że padnę ze śmiechu. Pan ciągający nogę nagle zapomniał w ogóle o swoim reumatyzmie i o tym, że to 7 jest przed 1 w jego wieku a nie na odwrót. Staranowali mnie a na koniec usłyszałam, że ta dzisiejsza młodzież strasznie niewychowana.. KLASYK.

Tak więc motto na dziś:

Mam nadzieję, że nigdy nie będę moherem.

ZDAŁAM!!! To tak a propo maturek :D :D Jestem z siebie baaaaaardzo zadowolona, szczególnie, że najbardziej bałam się matematyki, z ...

MATURA #2016


ZDAŁAM!!!

To tak a propo maturek :D :D
Jestem z siebie baaaaaardzo zadowolona, szczególnie, że najbardziej bałam się matematyki, z której mam 50%.
Aż zrobiłam pół litra z moim przyszłym mężem. Emocje prawie jak podczas EURO 2016.


Jutro pościk, nowy, ciekawy, nie o maturach :)

W tym szczególnym dniu życzę Wam - WSZYSTKIE MAMY  wszystkiego co najlepsze! 🌹😘😘😘😘Sukcesów zawodowych, wspaniałych dzieci, pieniędzy...

#HAPPYMOTHERSDAY



W tym szczególnym dniu życzę Wam - WSZYSTKIE MAMY  wszystkiego co najlepsze! 🌹😘😘😘😘Sukcesów zawodowych, wspaniałych dzieci, pieniędzy, zabawy i przyjaciół żeby było z kim pić wódkę! 🙊😝
Szczególnie chciałabym  podziękować mojej niesamowitej, niezaprzeczalnie pięknej i niezastąpionej mamie Oldzi (tekst prawie jakbym dostała Oscara) 😇😇
WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO MAMUŚKI! 🎉🎉🌷👸💎😍😍😍😍



BŁAGAM, powiedzcie że Wy też macie ten sam problem - mianowicie, że masz już wszystkiego tak dość, że chcesz wejść na swój jacht niczym W...

5 SPOSOBÓW NA TO, ŻEBY PRZEJMOWAĆ SIĘ MNIEJ


BŁAGAM, powiedzcie że Wy też macie ten sam problem - mianowicie, że masz już wszystkiego tak dość, że chcesz wejść na swój jacht niczym Wilk z Wall Street a tu proszę! Niespodzianka! Przypominasz sobie, że musisz zrobić projekt X, nauczyć się na Y i przeczytać Z. I tak 4 dni w tygodniu bo w końcu BYLE DO PIĄTKU. Dwa dni reset a w niedzielę panika, że nic nie zrobiłam. NORMA. Wtedy przychodzi najgorsze uczucie świata - stres. 

Są jednak sytuacje w których wydaje nam się, że jesteśmy bez wyjścia i znajdujemy się w przysłowiowej dupie a tak naprawdę to nie ma powodu dla którego aż tak poważnie powinniśmy podchodzić do danej sprawy. Jeśli jednak masz tak jak ja, nie radzisz sobie ze stresem i pomimo tego, że jesteś osobą pewną siebie (albo i nie) to dajesz dupy na starcie to PRZYBIJ PIĄTKĘ! Jesteśmy tacy sami :D
Uważam jednak, że problemy należy poznawać, zrozumieć i starać się ich pozbyć :) Dlatego mam dla Ciebie kilka rad, które ułatwią Ci posiadanie więcej w czterech literach (przy okazji dupa się nie poszerza!!!) i przestać się AŻ TAK przejmować. 


#1 PRZEDE WSZYSTKIM ZASTANAWIAM SIĘ - CZYM TAK NAPRAWDĘ SIĘ PRZEJMUJĘ?


Pierwsza rada to uzbroić się w cierpliwość i nie dzielić się swoimi obawami z innymi. Wszystkie mądre głowy wokół Ciebie powiedzą zwykłe "Nie przejmuj się!"
SERIO? No na to bym nie wpadła..
Oni jako pierwsi lądują w Twojej dupie.
Weź głęboki oddech, 6 sekund wdech, 6 sekund wydech i zastanów się czy masz jakiś wpływ na to czym się przejmujesz. Musisz odróżnić stres, który towarzyszy Ci np. przed maturą ustną z polaka (ZDANE! A baba w komisji chciała mnie ujebać) od tego, który jest bo przeczytałaś komentarz, że wyglądasz jak stara kwoka, masz zeza i ogólnie kim Ty w ogóle jesteś. (Ci, którzy tak piszą lądują w dupie na stanowisku numer 2.) Odpalasz sobie wtedy fejsika, oglądasz zaległy sezon "Jak poznałem Waszą matkę" i sączysz herbatkę.

#2 ZACZYNAM DZIAŁAĆ

Kiedy już wiesz, że w Twojej dupie są na razie tylko dwa miejsca - zaczynasz działać! Odzywa się nasze logiczne myślenie i szukamy rozsądnego wyjścia z sytuacji. 
Są to proste czynności typu:
  • jeśli stresujesz się przed maturą, egzaminem itp. = poczytaj jeszcze raz dokładnie swoje notatki
  • pokłóciłaś się z przyjaciółką, chłopakiem, siostrą, mamą, tatą czy bratem (niepotrzebne skreślić) = zadzwoń i porozmawiaj na spokojnie, przeproś ( ale tylko wtedy jeśli to rzeczywiście Twoja wina! :D)
Z każdej sytuacji jest jakieś wyjście a to my podejmujemy decyzje i jeśli możemy sobie pomóc to dlaczego mamy tego nie robić? Bez przesady, trochę egoizmu jest przydatne w życiu :)

 #3 WSPIERAM SAMĄ SIEBIE

Siadam i mówię sobie:
Halo, nie mogę zadowolić całego świata, chociaż nie wiem jak bardzo bym chciała. 

Pomyśl czy coś się stanie jeśli coś sobie odpuścisz? Z reguły wychodzi na to, że NIC.
Tak więc często możemy sobie coś po prostu odpuścić i dodawać kolejne pozycje w naszej dupie, która jest tak nieograniczona jak kosmos.
Uświadomienie sobie takich rzeczy jest bardzo ważne. Odpuścisz sobie - i co z tego? Słońce jak świeciło, tak dalej świeci. Głowa do góry, cycki do przodu!  

 #4 SZYBKIE TRZY SPOSOBY ŻEBY POMÓC SAMEJ SOBIE 

1)  Pyszna herbatka czy meliska na uspokojenie w środku ;) Nie chodzi mi tutaj o to, że co stres to meliska bo takich stresujących momentów w ciągu dnia może być nawet i 10 i w pewnym momencie ktoś nam może zwrócić uwagę, że delikatnie leje nam się ślina z kącika ust. :D :D 
Meliskę piłam jedną w ciągu dnia podczas matur. W żadnym stopniu nie odurza, nie dekoncentruje i nie zauważyłam żadnych innych skutków ubocznych. :) 
Nie wiem jak Wy macie, ale dla mnie dzień bez herbaty to dzień stracony (i bez fajki).

2) Dzwonię do kogoś i rozmawiam o bzdetach. Byle nie o tym co mnie czeka i przysparza nerwów. Zawsze działa. Dzwonię do mamy, chłopaka czy przyjaciółki, obojętne, ważne by rozmowa nas zajęła.

3) Szybkie 30 minut dla siebie. Robię herbatę i zawijam się w kokon, uderzam w drzemkę albo odpalam sobie Big Kahunę i zapominam o całym świecie. 



Jeśli przejmowanie się i stres to Twoje drugie, trzecie, czwarte, dziesiąte imię (albo jeśli masz tak na nazwisko) to pamiętaj, że to nieodłączny element Twojego życia. Świat się nie zawali a Ty sama możesz sobie pomóc. Będzie dobrze! (I w tym momencie ląduje w Twojej dupie na stanowisku numer 1 :))
Zrób sobie przysługę i przestań się przejmować :) 
 

Mam baardzo ograniczony czas w związku ze zbliżającymi się maturami :( W związku z tym szybki pościk dla Was :) mianowicie przegląd zdjęć...

#PRIVACY



Mam baardzo ograniczony czas w związku ze zbliżającymi się maturami :(
W związku z tym szybki pościk dla Was :) mianowicie przegląd zdjęć na instagramie :D
To pierwszy tego typu post i nie wiem czy robię to prawidłowo także chętnie dowiem się o tym od Was w komentarzach :)

NO TO ZACZYNAMY!!
         
 TADAAAAAAAAAAM :) Od kiedy poznałam mojego A. zaraził mnie pasją do gotowania. (A mama zawsze mówiła, że mam dwie lewe ręce :D)



 




To moje ulubione jedzoooonko <3



















A takie babeczki zrobiła moja ukochana babeczka - babcia :)















Tak jak wyżej napisałam, mój A. jest świetnym kucharzem, na co dowód poniżej :


Do napisania tego akurat postu natchnęła mnie jedna z blogerek. Obserwuję ją od pewnego czasu i to dzięki niej mamy dzisiaj ten post! ;) ...

Co jest w mojej torebce?

Do napisania tego akurat postu natchnęła mnie jedna z blogerek.
Obserwuję ją od pewnego czasu i to dzięki niej mamy dzisiaj ten post! ;)

Jak każda kobieta mam milion toreb/torebeczek/torebuni/kopertówek/srurek. Jedne noszę, przepakowuje wiecznie rzeczy z jednej do drugiej. 
Mam też takie (i jestem pewna, że Wy też takie macie! Przyznać się!), które mają urwane rączki, paski, są już przetarte ale nie wyrzucę ich bo przecież mam z nimi tyle miłych wspomnień.

A poza tym to w wolnej chwili NA PEWNO je naprawię. Przyszyje odpruty pasek. Naprawię to przetarcie, które jest na tej mojej UKOCHANEJ, WYJĄTKOWEJ torebce od pół roku. Po prostu jeszcze nie było tego odpowiedniego momentu.



Jednak idąc do brzegu - co my właściwie w tych torebkach mamy?
Mój mężczyzna zawsze odpowiada mi na to pytanie jednym słowem : PIERDOLNIK.

 Zatem: "What's in my bag?"








OCZYWIŚCIE SAME POTRZEBNE RZECZY! :)














Rzeczy bez których nie wyobrażam sobie wyjścia z domu :
  • telefon (bez niego jak bez ręki)
  • portfel (oj, bez niego to jak bez dwóch)
  • krem do rąk (w razie gdyby nagle moje dłonie zamieniały się w skorupę żółwia)
    • okulary (bo niestety jestem ślepym kretem)
    • milion długopisów (ilość wystarczająca bym mogła znaleźć jeden)

    Rzeczy, których kompletnie nie potrzebuje (a myślę, że bez nich nie można wyjść z domu bezpiecznie) :
    • lakier do paznokci (nigdy nie maluję paznokci u kogoś)
    •  rękawiczki (w kwietniu (dzisiaj było 17 stopni a ja dalej ich nie wyciągnęłam))
    • cień do powiek (nie wiem czemu je kupiłam, na co dzień maluję się tylko tuszem do rzęs, czasem walnę kreskę, a co, JAK SZALEĆ TO SZALEĆ!)
    • tabletki na ból gardła (nie wiadomo kiedy zła angina zechce nas odwiedzić!
    • spinka z Hello Kitty na wychodzące kudły, których i tak nie spinam
    • naszyjnik - tutaj nie mam wytłumaczenia
    • 20 giera (na zaś)
    • pusta paczka po fajeczkach (.......)
    • tampon (.............................)
    Za to przy wyciąganiu wszystkich tych POTRZEBNYCH rzeczy znalazłam to, czego zawsze mi brakuje czyli...

     ZAPALNICZKI!!! 

    Tak więc o!   
    Przyjmuję na klatę to, że mam ten nieszczęsny PIERDOLNIK w torbie. Jednak wcale nie jest mi z tym źle i się tego nie wstydzę! :)
     To jest przynajmniej jedna z wielu rzeczy, które nas odróżniają od mężczyzn :) 



    Całuję, 
    M.

        Na początku przepraszam, że długo nie pisałam. Ale miałam baaardzo dużo obowiązków (rodzinnych, szkolnych, innych, przeróżnych). I pomi...

    Najlepszy przyjaciel... Czyli kim w naszym życiu jest pies

        Na początku przepraszam, że długo nie pisałam. Ale miałam baaardzo dużo obowiązków (rodzinnych, szkolnych, innych, przeróżnych). I pomimo tego, że przerwa w pisaniu była nie aż taka duża jak mi się wydaje, to przez ten czas wiele się wydarzyło. Wydarzyły się rzeczy złe, wydarzyły się rzeczy dobre. 
    Podobno trzeba wierzyć, że po złych czasach przyjdą dobre - MAM TAKĄ NADZIEJĘ. 
    Po tytule postu możecie się domyślać o kim dziś będę pisała :) 
    9 marca wróciłam tak jak zwykle do domu, na podwórku tata zamiatał. Niby nic w tym dziwnego ale jednak to bardzo nie w stylu mojego taty. Od razu wiedziałam, że jest coś nie tak. 
    Za domem leżała moja wierna przyjaciółka - Lara. Miała prawie 16 lat, była amstaffką. 
     Rodzice postanowili ją uśpić, tłumaczyli, że w ten sposób nie cierpiała i spokojnie odeszła. Dla mnie jednak to i tak jest niepojęte.. Bogu nie udała się śmierć.. Ani ludzka, ani zwierzęca.

    Larcię przyprowadził do domu tata - zaraz po awanturze z mamą : "ŻADNEGO PSA W TAKIM MAŁYM MIESZKANIU"

    (Jak tak teraz na to wszystko patrzę, to zdecydowanie mam charakter taty :D ) 
    Miałam 4 lata. To była miłość od pierwszego wejrzenia. I moja, i mojej mamy! Maleństwo piło jeszcze mleczko z butelki! 
        


    Rosła razem ze mną. Zjadała moje świąteczne paczki. Pomimo mitu, że tabliczka czekolady jest ZABÓJSTWEM dla psa - ona potrafiła opędzlować wielką torbę prezentową. Potem tylko zamiast kupy znajdywaliśmy niespodzianki z Kinder jajek :D 
    Tak więc podczas mojego dzieciństwa była moją przyjaciółką, chodziłam z nią na spacery po lesie, dużo rozmawiałyśmy - raczej prowadziłam monolog ale wierzę, że coś zrozumiała :D 
    Świętowała ze mną każde urodziny, zdmuchiwała ze mną świeczki, wymyślała najbardziej niestworzone marzenia :)
    Rosła razem ze mną. Na rodzinnych spacerach zawsze była z nami.. No bo w końcu to spacer CAŁEJ RODZINY! Biegałyśmy razem i chociaż zawsze wiedziałam, że przegram to ścigałam się z nią do końca! 
    Mój tata zawsze powtarza, że Larcia to nie pies, to Super Pies. Coś w tym na pewno jest. W moim życiu był nawet jeden incydent z przeprowadzką za granicę.  Mieliśmy jeden samochód i wtedy byłam jeszcze jedynaczką. Nasza podróż była (przynajmniej dla mnie i Lary) baaardzo wygodna. Jechaliśmy w sumie 3 dni, 2 noce. A my, gwiazdy, rozłożyłyśmy sobie fotele i miałyśmy oogrooooom miejsca. Rodzice położyli nam poduszki, kołdry. Było wspaniale! :D



     Z Larą najbardziej związany był mój tata. Może dlatego, że to on ją do nas zabrał. To on ją wybrał spośród innych psów. Może też dlatego, że wszelkie wizyty u weterynarza też on załatwiał. Ale najbardziej prawdopodobne wydaje mi się to, że po prostu on jako jedyny oddawał jej swoje kanapeczki ze śniadanka czy kolacji ;) 

     

      A tutaj prawdziwe oblicze podobno takiej strasznej, brutalnej i agresywnej rasy psinki - LARCI 



     Wierzę, że teraz biega sobie po polance, wisi jej jęzor do samej ziemi i szuka patyczka :)
    Każdemu życzę tak wiernego przyjaciela :) 

    Całusy 

     
                                                                                   M.
    Obsługiwane przez usługę Blogger.

    Szukaj na tym blogu