Na początku przepraszam, że długo nie pisałam. Ale miałam baaardzo dużo obowiązków (rodzinnych, szkolnych, innych, przeróżnych). I pomi...

Najlepszy przyjaciel... Czyli kim w naszym życiu jest pies

/
0 Comments
    Na początku przepraszam, że długo nie pisałam. Ale miałam baaardzo dużo obowiązków (rodzinnych, szkolnych, innych, przeróżnych). I pomimo tego, że przerwa w pisaniu była nie aż taka duża jak mi się wydaje, to przez ten czas wiele się wydarzyło. Wydarzyły się rzeczy złe, wydarzyły się rzeczy dobre. 
Podobno trzeba wierzyć, że po złych czasach przyjdą dobre - MAM TAKĄ NADZIEJĘ. 
Po tytule postu możecie się domyślać o kim dziś będę pisała :) 
9 marca wróciłam tak jak zwykle do domu, na podwórku tata zamiatał. Niby nic w tym dziwnego ale jednak to bardzo nie w stylu mojego taty. Od razu wiedziałam, że jest coś nie tak. 
Za domem leżała moja wierna przyjaciółka - Lara. Miała prawie 16 lat, była amstaffką. 
 Rodzice postanowili ją uśpić, tłumaczyli, że w ten sposób nie cierpiała i spokojnie odeszła. Dla mnie jednak to i tak jest niepojęte.. Bogu nie udała się śmierć.. Ani ludzka, ani zwierzęca.

Larcię przyprowadził do domu tata - zaraz po awanturze z mamą : "ŻADNEGO PSA W TAKIM MAŁYM MIESZKANIU"

(Jak tak teraz na to wszystko patrzę, to zdecydowanie mam charakter taty :D ) 
Miałam 4 lata. To była miłość od pierwszego wejrzenia. I moja, i mojej mamy! Maleństwo piło jeszcze mleczko z butelki! 
    


Rosła razem ze mną. Zjadała moje świąteczne paczki. Pomimo mitu, że tabliczka czekolady jest ZABÓJSTWEM dla psa - ona potrafiła opędzlować wielką torbę prezentową. Potem tylko zamiast kupy znajdywaliśmy niespodzianki z Kinder jajek :D 
Tak więc podczas mojego dzieciństwa była moją przyjaciółką, chodziłam z nią na spacery po lesie, dużo rozmawiałyśmy - raczej prowadziłam monolog ale wierzę, że coś zrozumiała :D 
Świętowała ze mną każde urodziny, zdmuchiwała ze mną świeczki, wymyślała najbardziej niestworzone marzenia :)
Rosła razem ze mną. Na rodzinnych spacerach zawsze była z nami.. No bo w końcu to spacer CAŁEJ RODZINY! Biegałyśmy razem i chociaż zawsze wiedziałam, że przegram to ścigałam się z nią do końca! 
Mój tata zawsze powtarza, że Larcia to nie pies, to Super Pies. Coś w tym na pewno jest. W moim życiu był nawet jeden incydent z przeprowadzką za granicę.  Mieliśmy jeden samochód i wtedy byłam jeszcze jedynaczką. Nasza podróż była (przynajmniej dla mnie i Lary) baaardzo wygodna. Jechaliśmy w sumie 3 dni, 2 noce. A my, gwiazdy, rozłożyłyśmy sobie fotele i miałyśmy oogrooooom miejsca. Rodzice położyli nam poduszki, kołdry. Było wspaniale! :D



 Z Larą najbardziej związany był mój tata. Może dlatego, że to on ją do nas zabrał. To on ją wybrał spośród innych psów. Może też dlatego, że wszelkie wizyty u weterynarza też on załatwiał. Ale najbardziej prawdopodobne wydaje mi się to, że po prostu on jako jedyny oddawał jej swoje kanapeczki ze śniadanka czy kolacji ;) 

 

  A tutaj prawdziwe oblicze podobno takiej strasznej, brutalnej i agresywnej rasy psinki - LARCI 



 Wierzę, że teraz biega sobie po polance, wisi jej jęzor do samej ziemi i szuka patyczka :)
Każdemu życzę tak wiernego przyjaciela :) 

Całusy 

 
                                                                               M.


You may also like

Brak komentarzy:

Obsługiwane przez usługę Blogger.

Szukaj na tym blogu